Do Coral bay, naszego pierwszego przystanku, dotarliśmy po około dwunastu godzinach jazdy z Perth. Ala zakwaterowała nas na campingu, rozłożyliśmy namioty, zjesliśmy kanapki i wszyscy momentalnie pousypiali... Przejechać niemal całą Australię z południa na północ w przeciągu doby - Ala, to był wyczyn! :)
'miejscowość' jest urocza, plaże piękne, miejsca do spania bardzo fajne. Ludzie są prze-u-przej-mi! Większość z tych, których spotykaliśmy, to staruszkowie z wypasionymi campcaravanami, popijający białe wino z ładnej, kryształowej zastawy, haha. Nasza ekipa znalazła się w mniejszości ludzi młodych, podróżujących samochodamii śpiących w namiotach, haha. I jedzących tuńczyka i serek z awokado *heart* :)
Ja byłam zapatrzona w 'backpackerów', którzy jeździli wymalowanymi graffiti busami i wyglądali jak... hmm... jak ludzie z teledysków MGTM albo Naked & Famous, hah. Wypożyczali auto w Melbourne, przejeżdżali, dajmy na to , wzdłuż wybrzeża Austarlię i oddawali je w oddziale firmy w Perth, szok! I zajmowało im to kilka miesiący, o nic się nie martwiąc rozkładali się gdzie chceli i spali i bawili się i jestem tak zajarana perspektywą spędzenia w ten sposób części swojego życia, że aż się trzęsę na samą myśl! :)
Natalia śmiała się wczoraj, że moje rozmowy z Australijczykami ograniczają się tylko do 'Hi!' podczas mijania się na plaży... Ale to nie jest prawda! Może... jakieś 80% kontaktów z obcymi właśnie tak wygląda, ale nie chwaląc się, dziś zostałam rozpoznana przez pana, u którego drugi raz robiłam zakupy i powiedział ' Oh, polish girl! How nice! dżendopry!' Byłam pod wielkim wrażeniem jego posługiwania się językiem polskim!
Lubię to, kiedy ludzie pytają o mój akcent, śmieją się troszkę a później opowiadam im o Polsce, o tym, że chociaż jest mniejsza od jakiegokolwiek stanu AU, to ma i góry i morze i jeziora i jest piękna (tato nie śmiej się, proszę ).
W Coral Bay są niesamowite rafy koralowe. Jeśli dobrze pamiętam, to rafa, którą oglądaliśmy, jest najbliżej położoną od lądu rafą na świecie :) Z góry wygląda jak podwodne miasto, jak w Finding Nemo, widok niezapomniany... Kolory rybek, morskich ogórków, płaszczek, koralowców... żółwi! Z jednej strony byłam zachwycona tym, co widzę a z drugiej serce niesamowicie biło mi ze strachu. Śmieją się tu ze mnie, ale poważnie... OGROM wody, jej ciężar i to jakie głębokości były pode mną przerażało mnie do tego stopnia, że trzy razy wracałam na rafę, bo musiałam przejść się po plaży, poczuć grunt pod stopami i dopiero wtedy znów pływać.