Do Lancelin wybraliśmy się wspólnie z Alą , Andrzejem, Antonim i Heleną. Jak dla mnie, to miejsce było niesamowicie fajne! Wiało, wszyscy opatuleni ciepło siedzieli na plaży, przy czym ja biegałam w te i we wte w krótkich spodenkach i koszulce :) Nie odważyłam się co prawda na kąpiel w oceanie, przed nami była perspektywa wyjazdu na północ, więc postanowiłam, że poczekam chwilę z tymi odważnymi skokami do wody. Pogoda była wietrzna, kitesurferzy szaleli na swoich deskach, ich akrobacje w powietrzu były nie do opisania.
Miejsce, w którym spaliśmy też mi się podobało... Ogólnie to na nic nie narzekam, choćbym chciała, to wszystko jest dla mnie nowe i ciekawe, więc nie mogę powiedzieć złego słowa. Lancelin samo w sobie wygląda jak jedna z przeciętnych dzielnic Perth. Ta sama zabudowa, ten sam ocean (haha), ludzi na ulicach -brak... Tylko hostel nasz był super miejscem, z klimatem, fajowską kuchnią, grami, które rozkminialiśmy do późna ( uwielbiam gry planszowe :o tato, musimy w jakąś zainwestować! :) )
Oglądałam albumy ze zdjęciami tego miejsca, od wylania fundamentów, przez wszystkie eventy i gości, którzy się tam przewinęli w przeciągu 16 lat.
Polecam bardzo, bardzo to miejsce, właśnie, żeby wyrwać się na chwilę z Perth, bo mimo, że nie ma tam jakiś szczególnych atrakcji, to wyjazd dobrze robi i jeśli tylko towarzystwo jest doborowe, nie ma się co martwić, tylko liczyć na wspaniale spędzony czas!