Perth... Teraz juz bede sie ograniczac ( lub nie ) do pisania o szczegolnych dniach pobytu tutaj. Przylecielismy nad ranem, po odprawach ( nie wiem, czy po przylocie tez jest odprawa, czy nazywa sie to inaczej ? xD ) i wszystkich procedurach na lotnisku spotkalismy Ale z Patrykiem i Julka czekajacych na nas. Bardzo dobrze... Bo bylam niemilosiernie zmeczona. Nie spalam ani godzinki, przez okres trwania calej wyprawy, haha. Niesamowite. Chyba jedynym momentem, ktorego nie pamietam z powodu drzemki jest ten, w ktorym usnelam na Smiertelnych Relikwiach, czy Deathly Hollows, bo nie jestem pewna polskiego tlumaczenia (czytalam ksiazkie 4razy - ale po co pamietac... -.-')
W kazdym badz razie, w domku bylismy okolo szostej rano. Po kapieli polozylam sie i spalam do 14:30. Jak na polskie realia, to wstalam okolo dziewiatej... No, ale jak sie ma Targoszyn do Perth ? Trzeba sie bylo przemeczyc przez dzien i kolejny i kolejny i jakos przyzwyczaic do tej zmiany.
Mielismy tu male problemy z polaczeniem z Internetem, na szczescie (lub nie) juz wszystko w porzadku. :)
Musze koniecznie ograniczyc liczbe emotikon! Hah, ale nic nie poradze na to, ze usmiecham sie piszac to wszystko :c (znow!). Ale spoks, od kolejnej notki postaram sie pozerowac na powaznego podroznika i obserwatora, haha!
Jest druga dwadziescia dwa... w nocy. Niedobrze... Wszystko przez to, ze czekalam na slady domu na facebooku. Ach, ten internet!
Dobranoc dziubki!