W Dubaju bylismy okolo godziny jedenastej. Byl to rowniez ostatni moment, w ktorym na moim koncie znajdowaly sie jakiekolwiek srodki... Po wyslaniu 4 sms'ow dostalam jednego, od T-mobile, z cennikiem uslug swiadczonych za posrednictwem sieci w Zjednoczonych Emiratach Arabskich ;) Przykra niespodzianka... Hmm... Mielismy ze soba komputer, ale przeciez polaczyc sie z siecia z hot-spot'a nie dalo rady... A raczej my mielismy z tym problem.
Poznalam dwie mile Hinduski, siostry, w moim wieku. Wszystkie trzy poslugiwalysmy sie lamana angielszczyzna. I niech ktos mi powie, ze Facebook nie laczy ludzi... ;) Zaczelo sie wlasnie od tego, ze zerknelam jednej z nich przez ramie i zobaczylam, ze smiga po fejsie. Mysle sobie 'JAK TO?!' i pytam, czy moze mi zdradzic, w jaki sposob udalo jej sie polaczyc z ta nieszczesna siecia... Na szczescie obie byly SPOKS a ja po raz kolejny okazalam sie postacia z niezwykle egzotycznego kraju ^^. Porozmawialysmy chwile, posmialysmy sie z tego, jak mowimy, z netem sie nie polaczylam, ale to juz nie moja wina, ze UBUNTU to najdziwniejszy system operacyjny, jaki widzialam...
Samolot odlatywal o 13::45, wiec ludzie z poprzedniego lotu zwyczajnie spali na lotnisku. Spali na siedzeniach, na lezankach lub tak jak Piotrek - na ziemi (?) xD haha!
Myslalam, ze zartowal, kiedy mowil, ze potrafi zasnac w kazdej sytuacji... -.-'
Co do Dubaju... Poza portem lotniczym niewiele udalo sie nam zobaczyc. Siedzialam kolo okna, wiec ogladalam miasto z powietrza... Wiezowce wygladaly jak wysokie kartony po sokach ustawione na idealnie wyprasowanym piasku. Woda najniebiesciejsza (a taki sobie neologizm napisze, a co?!) na swiecie chyba *___* No i to CUS usypane w ksztalt palmy .. Hah...